Inteligencja danych Platona.
Wyszukiwanie w pionie i AI.

Amanda Watson o incydencie na stoisku Carnegie Mellon Oculus

Data:

Komentarz wydawcy: Amanda Watson dołączyła do Oculus VR w 2015 roku i zajęła kabinę przed biurem Johna Carmacka w Dallas, gdzie do późna w nocy pracowała nad mobilnym pakietem SDK. Później w Kalifornii pracowała nad Oculus Link i Air Link, zanim opuściła Oculus w 2022 r. Na początku 2024 r. Watson wypuścił CitraVR na Github. Ten list został napisany „w ramach przeprosin, których nigdy nie wysłałem” do Carnegie Mellon University za incydent, który miał miejsce na jej ostatnim roku studiów w 2014 roku.


Do tych których może to dotyczyć,

Wiem, że prawdopodobnie dociera to do ciebie trochę za późno. Jestem znany z odkładania różnych spraw na później (jak być może już wiesz), ale mimo to czuję się zmuszony wysłać tę wiadomość. Powiedziałem uniwersytetowi, że chcę przeprosić ktoś nasze działania mogły zaboleć i w pełni zamierzałem to zrobić. Mam nadzieję, że czas, jeśli w ogóle, pomoże nadać kontekst mojej notatce.

Właściwie nie znam stron, do których adresowany jest ten list, więc przedstawię swoje podstawy i dokładnie opiszę, czego dotyczą te przeprosiny. Zeszłej jesieni wraz z przyjacielem spędziliśmy trochę czasu przed pustym stoiskiem na konferencji Technical Opportunities Conference (TOC). Zebraliśmy CV od studentów i administracja zaniepokoiła się, że być może zostaliśmy wzięci za osoby rekrutujące do firmy obsługującej to stoisko. Następnie zwrócono naszą uwagę, że choć mogliśmy mieć dobre intencje, spowodowało to problemy dla studentów uczestniczących w targach kariery, a także dla personelu odpowiedzialnego za organizację wydarzenia. Coś, czego nigdy nie planowaliśmy i coś, co oczywiście byłoby nam bardzo przykro, że spowodowaliśmy.

Teraz rozumiem, że działania i intencje nie są tak istotne jak wrażenia, reakcje i konsekwencje tego, co się wydarzyło. To powiedziawszy, skoro tu jestem, myślę, że niektórzy z Was nie mieliby nic przeciwko usłyszeniu całej historii, taką, jaką ją pamiętam. Nie po to, aby usprawiedliwić moje działania, ale aby dać wgląd w to, co motywowało mnie i mojego przyjaciela i dlaczego naprawdę jest mi przykro z powodu tego, co się stało.

Rankiem w dniu zdarzenia byłem w TOC 20 minut przed jego otwarciem. Zwykle nie jestem aż tak wymagający i szczerze mówiąc, osoby noszące garnitury robią okropne wrażenie w kulturze technologicznej. Jednak chciałem zaryzykować, bo bardziej niż cokolwiek innego na świecie chciałem pracować w Oculus VR. Jako absolwentka informatyki i dramatu z doświadczeniem w wysokowydajnej grafice i projektowaniu systemów nie mam zbyt wielu oczywistych ścieżek kariery. Zeszłej wiosny wysłuchałem wykładu badacza Oculusa, Michaela Abrasha, i kiedy wyjaśniał, jakich inżynierów szukają, usłyszałem, jak mnie opisał. Dla mnie Oculus VR wydawał się jedyną szansą na walidację, robienie tego, co do mnie należy, i w rezultacie wprowadzanie nowych technologii.

Poza tym, szczerze mówiąc, nie radziłem sobie zbyt dobrze w poszukiwaniu zwykłej pracy. Miejsca, z których w ubiegłych latach dostawałem oferty stażu, teraz odrzucały mnie na ostatnich etapach rozmów kwalifikacyjnych. Naprawdę nie wiem dlaczego. Ci, których pytałam, udzielali niejasnych odpowiedzi, że po prostu nie pasuję. Może zabrzmiałem jak palant? Szczerze mówiąc, jeśli cokolwiek w tych przeprosinach wydaje się być wadą osobowości, która uniemożliwia zatrudnienie, proszę dać mi znać. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że zaczęłam się bać i czuć zgorzknienie. Zorganizowałem to spotkanie z Oculusem w TOC, aby być moją jedyną szansą na naprawienie sytuacji. Powtarzałam sobie raz po raz, że zrobię wszystko, żeby mnie zauważono – za co, z perspektywy czasu, bardzo, bardzo mi przykro.

Oczywiście, kiedy drzwi w końcu się otwierają i idę do stoiska Oculus, jest ono całkowicie puste. Tabliczki nie wiszą, bezpłatne butelki z wodą stoją nietknięte na środku stołu. Powiedzieć, że było to rozczarowanie, byłoby rażącym niedopowiedzeniem. Przez jakąś godzinę – już w trakcie następnych zajęć – po prostu krążyłem po spisie treści, mając nadzieję, że pojawi się Oculus. Oczywiście, jak już wiemy, poza jedną małą pomyłką w dalszej części dnia, na stoisku Oculus VR nie było personelu.

W końcu się poddałam i poszłam na następną lekcję. Byłem zdruzgotany. CMU ma silną bazę absolwentów w większości firm technologicznych, w których chciałbyś pracować, a także istnieje możliwość przygotowania CV poza wydarzeniami takimi jak te. Ale nie Oculus. Oculus jest dla mnie zbyt nowy, aby naprawdę znać kogoś, kto mógłby przesłać CV. Wiedziałem, że gdybym tylko mógł postawić nogę w drzwiach, byliby zainteresowani, prawda? Bardzo chciałam z kimś porozmawiać, ktoś z połączeniami. Szczerze mówiąc, włóczyłbym się po okolicy jeszcze dłużej, gdybym nie pomyślał, że największą szansą na nawiązanie kontaktu z Oculusem będzie siedzenie obok mnie na następnych zajęciach.

Teoretycznie posiadanie przyjaciela takiego jak George byłoby idealnym rozwiązaniem problemu takiego jak mój. Jest małą gwiazdą w świecie technologii i ma mnóstwo powiązań w Dolinie Krzemowej. Zna nawet Palmera Luckeya, założyciela Oculus VR. Ale jeśli szczerze myślałeś, że to będzie moje wybawienie, to nie znasz George'a zbyt dobrze.

„Co, mam zamiar wysłać e-mail do Palmera i powiedzieć: «No, znam tę dziewczynę, jest utalentowana, powinieneś ją zatrudnić»? Nie, oczywiście, że tego nie zrobię. Nie jesteś dokładnie Johnem Carmackiem. Jak myślisz, co mam zrobić?” George mówi z silnym, wysokim akcentem z Jersey, co moim zdaniem wzmacnia protekcjonalność rozbawienia we wszystkim, co mówi.

„Ja… nie wiem, powiedzieć mu, żeby zostawił gdzieś moje CV pod drzwiami? Potrzebuję go tylko, żeby dotrzeć do rekrutera, a nie do dyrektora generalnego”.

„Słuchaj, jeśli kiedykolwiek znajdziemy się w tym samym miejscu, pewnego wieczoru zbiorę nas razem i pójdziemy pić we trójkę. Ale nie wyślę mu e-maila z potwierdzeniem za ciebie.

Wiesz co? Słusznie. Posiadanie bezpośredniej linii komunikacji z założycielem firmy nie jest zbyt dobrym sposobem na zdobycie pracy w honorowy sposób. Jednak bycie tak blisko było bolesne. Po prostu potrzebowałem wejścia. W jakiś sposób chciałem zostać zauważony.

W tym momencie ludzie zaczynają obwiniać George'a za to, co się wydarzyło. Staram się tym zbytnio nie urazić. „Elitarny haker uzyskuje uprzywilejowany dostęp do siłowni uniwersyteckiej, ujawnia luki w zabezpieczeniach targów kariery” to z pewnością lepszy kanon główny niż moja ckliwa tyrada na temat bezrobocia i nie wymaga nawet takiego poziomu ekspozycji. Tak naprawdę to ja, zgorzkniały swoją daremnością i rozczarowaniem, przekonałem George’a, aby po zajęciach poszedł ze mną do stoiska Oculusa. Niektórzy z naszych kolegów z klasy twierdzili później, że słyszeli, jak George mówił do mnie, gdy wychodziliśmy: „Chcesz udać się do stoiska Oculus i podszyć się pod jakichś rekruterów?”, ale twierdzę, że to nie ma sensu i nie jest prawdą.

Kiedy po raz drugi dotarliśmy do TOC, impreza była w pełnym rozkwicie. Kiedyś puste stoiska były teraz oblegane przez dzieciaki w garniturach, więc miałem nadzieję, że z Oculusem będzie tak samo. Oczywiście, kiedy przyjechaliśmy, nikogo tam nie było, ponieważ nigdy ich tam nie było, ponieważ nikt się nie pojawił. Wędrowaliśmy po wydarzeniu przez kilka minut, zanim w końcu usiedliśmy w jednym z niewielu wolnych miejsc TOC – przed stoiskiem Oculus VR – aby się przegrupować.

I wtedy to zobaczyłem: stos papierów leżący z tyłu stołu, którego wcześniej nie widziałem. „Hej, spójrz na to!” Zadzwoniłem do George'a.

"Tak więc?"

„Nie pamiętam, żebym widział wcześniej ten stos.”

„Nie, widziałem to już wcześniej. To prawdopodobnie życiorysy wszystkich dzieciaków, które chciały zobaczyć Oculusa… Myślisz, że rekruterzy wrócą, żeby je odebrać?

"Szczerze mówiąc? Pod koniec dnia po prostu zostaną wyrzuceni.”

Cholera. Jedyną rzeczą gorszą od nie bycia w przygotowaniu jest niewiedza, że ​​cię nie ma. Szczerze mówiąc, kiedy spojrzałem na te CV, poczułem wiele współczucia dla tych innych dzieci. Podobnie jak ja prawdopodobnie desperacko chcieli porozmawiać z Oculusem i nie mieli innego sposobu, aby to zrobić. Prawdopodobnie byli tak samo zmiażdżeni jak ja, kiedy zobaczyli puste stoisko. A teraz ich CV nawet by nie zobaczyli! Żałowałem, że nie wiem, co mogę zrobić dla nich – dla nas.

Właśnie w tym momencie do budki podszedł jeden z dzieciaków w garniturach, uścisnął dłoń George'a i przedstawił się. Po 20-sekundowym monologu na temat swojej edukacji, badań i aspiracji zawodowych przekazał nam CV. To było surrealistyczne.

George był oślepiony. „Przykro mi, ale tak naprawdę nie pracuję dla Oculus VR. Jeśli chcesz, mogę położyć to CV na stole za mną. To właśnie robi wielu uczniów.”

To był NAJBARDZIEJ niezręczny moment. Nagle cały entuzjazm dzieciaka w garniturze zniknął i po prostu patrzył na nas, niepewny, co zrobił źle.

„Jeśli położę swoje CV na stole… trafi ono do Oculus?” „Szczerze mówiąc, nie jestem pewien”.

Z wahaniem odłożył swoje CV na stos i wyszedł. „To było kurewsko tragiczne” wymamrotałem zaledwie chwilę przed tym, jak powitała mnie uśmiechnięta dziewczyna w garniturze. Cichutkim głosem, który ledwo słyszałem, zapytała, czy pracujemy dla Oculusa. Tym razem przerwałem jej tak szybko, jak to możliwe, podając to samo wyjaśnienie, co George. Podobnie jak ostatni facet, była zdezorientowana. „Ale rekruterzy w końcu odbierają te CV?”

„Szczerze mówiąc, prawdopodobnie nie? Ale hej, nie wierz mi na słowo.

Po pewnym wahaniu po prostu odeszła, decydując się nie rozstawać ze swoim CV.

George i ja przełamaliśmy tę dziwność śmiechem. To była zabawne, szczerze. Ale było to nie tylko zabawne, ale też odświeżające. Przez cały ranek martwiłam się, jak będę wyglądać w oczach rekruterów i jak mnie osądzą. To ja byłem tym rekruterem i wszystko wydawało się takie skromne. Strach - mój strach – Widziałem, że twarze uczniów wydawały się niepotrzebne, a ich postawa tak… przyniosła efekt przeciwny do zamierzonego. To było tak, jakbym mógł wszystko przejrzeć, spojrzeć poza ich gadkę i wiedzieć z zabójczą dokładnością, komu warto poświęcić czas. Widziałem, co jest za kurtyną, i czułem się wspaniale.

Nie chcę, żeby zabrzmiało, jakby to, co wydarzyło się później, było motywowane tą pobłażliwością lub moją chęcią „bawienia się w Boga”. Szczerze mówiąc, w żadnym momencie nie planowaliśmy podszywania się.

Po prostu powiedziałem George’owi: „Hej. „Znamy ludzi w Oculusie, prawda?”

"Pewnie."

„Jeśli te CV i tak lądują w koszu, może uda nam się coś zrobić. Zbierz je i wyślij Palmerowi lub osobie, którą poleci.

George twierdzi, że nigdy się na to nie zgodził i możliwe, że to ja to wszystko zmyśliłem. Ale w każdym razie kontynuował plan. Coraz więcej uczniów podchodziło do nas i pytało, czy pracujemy dla Oculusa. Za każdym razem odmawialiśmy i odsyłaliśmy ich do stosu CV na stole. Tym razem jednak powiedzieliśmy również, że spróbujemy je przekazać, ponieważ znamy w Oculusie osoby, które mogą być w stanie pomóc. Ci uczniowie, choć wciąż zdezorientowani, wydawali się o wiele szczęśliwsi niż pierwsi. Wręczyli nam CV, uścisnęli nam dłonie i powędrowali z powrotem w głąb targów kariery.

Teraz mogę sobie wyobrazić, jak to musiało wyglądać: dwaj wyglądający na maniaków ludzie stojący przed pustym stoiskiem, ściskający dłonie, wypowiadający słowa, zbierający CV. Rozumiem zatem, dlaczego kolejka uczniów zaczęła się przed nami ustawiać. Warto jednak zaznaczyć, że stwierdzenie, że wyglądaliśmy na rekruterów, jest naprawdę naciągane. Tabliczki i butelki z wodą nadal stały na stole, nikt nie stał za stołem, jak zwykle robią to rekruterzy, a my nie mieliśmy nawet plakietek z nazwiskami (w pewnym momencie George wziął naklejkę z napisem „Praca na pełen etat” i przykleił sobie go do piersi, ale to nie była próba podszycia się – jest po prostu idiotą). Dosłownie nigdzie nie było insygniów Oculusa – jedynymi logo firmy na naszych ciałach była bluza George’a Google i moja torba z książkami Palantir. Mówi się, że powstała kolejka, ponieważ studenci byli wprowadzani w błąd, ale jeśli mnie zapytać, nie postrzegali nas jako rekruterów. Podobnie jak ja desperacko pragnęli jakiegokolwiek kontaktu z tą firmą i chcieli dokładnie tego, co mamy do zaoferowania: jakiejkolwiek szansy na kontakt z Oculus VR.

Jeszcze raz powtórzę: nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, jakbym szukała dla siebie wymówek. Życie Studenckie poinformowało nas później, że nawet jeśli nasze podszywanie się nie było szczególnie wiarygodne, to i tak powinniśmy zostać pociągnięci do odpowiedzialności za „marnowanie czasu studenckiego”, przestępstwo, które choć w rzeczywistości nie jest sprzeczne z zasadami, jest ciekawym pomysłem na regułę i może miło będzie je od czasu do czasu zacytować. Może to być również jeden z punktów, w których intencja i konsekwencja nie pokrywają się, ponieważ szczerze mówiąc, nie sądzę, że czas ucznia był marnowany. Uścisnęliśmy dłonie tych uczniów i wygłosiliśmy około 20 sekund monologu, po czym powiedzieliśmy każdemu bez wyjątku, że nie pracujemy dla Oculus VR. Za każdym razem wyjaśniano, że planujemy przesyłać CV, a także wszelkie notatki, które ich zdaniem mogą być pomocne w rekrutacji (pomyślałem, że to miły akcent, aby nie zaprzepaścić ich szansy na prawdziwą interakcję międzyludzką).

Wydawało się, że większość studentów rozumie i nadal przekazuje nam swoje CV, czasami z wahaniem pytając jednego z nas, co możemy wiedzieć o firmie i jej trajektorii. Nie miałem wiele do powiedzenia poza badaniami, które zebrałem, przeglądając Oculus VR na telefonie. Z drugiej strony George z radością zagłębiłby się w swoją własną dystopijną wizję przyszłości VR, w której zestawy słuchawkowe stały się obowiązkowe w interakcjach międzyludzkich, a obrazy są wyświetlane na siatkówce, torując drogę bionicznym oczom i, co bardziej niż prawdopodobne, osobliwości. Jeśli ktoś w tamtym momencie myślał, że George był prawdziwym rekruterem, naprawdę szczerze mówię, że jest mi naprawdę przykro.

Można by pomyśleć, że to będzie świetna zabawa. Jednak choć miło było odgrywać rolę kolekcjonera życiorysów, której uczniowie tak desperacko pragnęli odnaleźć, coś było nie tak. Nigdy nie planowaliśmy stworzyć takiej sceny. Choć miło byłoby trzymać się naszych zasad i zebrać jak najwięcej CV od uczniów, którzy tego potrzebowali, uwaga, jaką poświęcaliśmy, szybko stała się zbyt duża i po 10 minutach wszystko się skończyło. Odwróciłem się do George'a i zobaczyłem, że myśli o tym samym. „Wynośmy się stąd” – powiedział. Wzięliśmy CV ze stołu, przepchnęliśmy się przez tłum i opuściliśmy targi kariery tak samo potajemnie, jak przyjechaliśmy.

W tym miejscu wiele osób mówi, że mam kłopoty. Pamiętasz, co mówiłem o odkładaniu spraw na później? Cóż, początkowo miałem problemy z dotrzymaniem obietnicy i przesłaniem CV do Oculusa. Zapytałem George'a, jak powinniśmy ich wysłać, i początkowo powiedział, że możemy uzyskać dane kontaktowe biura rekrutacyjnego i przesłać je faksem. Później jednak wyraził wątpliwości. Najpierw stwierdził, że nie spotkaliśmy nikogo, kto według niego miałby kwalifikacje do pracy w Oculusie (jest to ocena, której nie miał żadnego interesu, ponieważ nigdy tak naprawdę nie przyglądaliśmy się żadnym życiorysom). Na koniec przyznał, że denerwował się rozmową z Palmerem. Miał wiele szacunku dla tego gościa i „niezręcznie” byłoby musieć mu wyjaśniać sytuację. Ok dobrze. Nie mając natychmiastowego planu B, zdecydowałem się odłożyć to i poczekać, aż cztery dni później wrócę z pracy u Nvidii.

Do tego czasu, jak mi teraz powiedziano, w władzach TOC zaczęły włączać się sygnały alarmowe. Wciąż nieświadomy tego wszystkiego, po powrocie odwiedziłem profesora SCS, któremu ufałem, i zapytałem go, co najlepiej zrobić z CV. Powiedział, że mogę mu je dać, a on zastanowi się, co z nimi zrobić.

Powtórzę: mam ten nieszczęsny zwyczaj odkładania spraw na później. Powrót z CV zajął mi dwa dni. W tym czasie do studentów i osób niebędących studentami wysłano e-mail z ostrzeżeniem, że do spisu treści weszła para niezidentyfikowanych, niepowiązanych podejrzanych, podszyła się pod rekruterów, a później wyszła z stos informacji o studentach. Chociaż ten e-mail był adresowany do dużej części społeczności studenckiej, sieci absolwentów i partnerów branżowych, w rzeczywistości nie był adresowany do mnie. W końcu George i ja usłyszeliśmy o e-mailu od znajomego i po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że inne strony nie tylko były świadome naszych działań, ale zostały nimi zaniepokojone do tego stopnia, że ​​konieczne stało się poinformowanie uniwersytetu i branży zagrożenia, jakie stwarzały nasze działania. W tym momencie w końcu przekazałem CV naszemu profesorowi, upewniłem się, że zapoznały się z nimi zainteresowane strony w TOC i pomyślałem, że to koniec.

Jak wszyscy teraz wiemy, to był dopiero początek działań, których było mi bardzo, bardzo przykro, że spowodowałem. Najwyraźniej zwrot CV i obietnica naszego profesora, że ​​jesteśmy studentami, a nie terrorystami, skłoniły do ​​wszczęcia dość dużego śledztwa, wewnętrznego i zewnętrznego, w celu ustalenia naszej tożsamości. Słyszałem, że w sprawę zaangażowała się policja z Pittsburgha. Słyszałem, że detektywi z CMU zajęli się tą sprawą, żeby nas wyśledzić. Ja na przykład nie wiedziałem, że CMU ma detektywów! Co oni robią całymi dniami? George odkopał sprawę, w której detektywi zostali wezwani do zbadania studenta, który przyprowadził do swojego pokoju w akademiku trzy dziewczyny, aby „pomogły w montażu mebli”. Podsumowując, lubię myśleć, że detektywi z CMU docenili możliwość rozwiązania prawdziwej zagadki na żywo. Nie mam zamiaru za to przepraszać.

W tym momencie chętnie poddalibyśmy się i zapobieglibyśmy ostatecznej skali tego śledztwa, gdyby nie dwie rzeczy:

Na początek coś o George'u: George jest bardzo, bardzo, bardzo wrażliwy na temat gliniarzy. Pozwany przez Sony, pójście do sądu za paskudne oskarżenie o posiadanie marihuany i po prostu ogólne, antyautorytarne cechy osobowości, George nie ma zbyt dobrego wizerunku gliniarzy. Właściwie posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że ​​się ich boi. Pierwszego dnia, kiedy usłyszeliśmy, że jest śledztwo, dostałem e-mailem od George'a esej na temat tego, co należy, a czego nie należy mówić w pokoju przesłuchań, a on prowadził wstępne rozmowy ze swoim zespołem prawników. Musisz zrozumieć, nie wystarczy powiedzieć George'owi, że nic złego się nie stanie. Według George'a amerykański wymiar sprawiedliwości w sprawach karnych weźmie pod uwagę Twoje najdrobniejsze wykroczenie i wykorzysta je jako szansę, aby Cię wydymać.

Po drugie, chyba po prostu pomyślałem, że detektywi nas znajdą. Szczerze mówiąc, nie specjalnie chcieliśmy się ukrywać, a w szkole liczącej około 400 uczniów nie byłoby trudno przesłuchać kilku uczniów SCS i odkryć naszą tożsamość. Poza tym George jest jedną z najbardziej znanych osób na całym uniwersytecie. Kiedy dowiedzieliśmy się, że mają nasze zdjęcie, wydawało się, że to tylko kwestia czasu, zanim ktoś nas rozwiąże. Więc czekaliśmy. My odkładać cokolwiek z tym zrobić.

Jednak w miarę upływu dni świadomość, że jest poszukiwany, zaczęła odbijać się na George'u. Nie uczęszczał na zajęcia i zamiast tego wysyłał mi e-maile z planami naszej strategii lub następnej sesji ze swoimi prawnikami. Kiedy w końcu go znowu zobaczyłem, wyglądał na wstrząśniętego. „Nie mogę już dłużej tego robić. Myślę, że muszę zebrać moich prawników i oddać się w ręce policji.

„No cóż, poczekaj chwilę. Nadal znasz dyrektora generalnego Oculusa. Nie mógłbyś się z nim skontaktować i poprosić, żeby powiedział pracownikom TOC, że go to nie obchodzi? To znaczy, prawdopodobnie nie, prawda?

George o tym pomyślał. "NIE. Jak już mówiłem, naprawdę nie chcę go niepokoić czymś tak głupim. Na przykład naprawdę mam zamiar poprosić założyciela firmy, aby wyciągnął mnie z czegoś, co w zasadzie jest głupim żartem z college'u?”

„Co jeszcze będziemy robić?”

W końcu George poddał się i wysłał Palmerowi Luckeyowi e-mail. Ku naszemu zaskoczeniu zareagował niemal natychmiast – słyszał o tym incydencie i uznał go za zabawny. Na koniec powiedział tylko: „Zajmę się tym”.

"Co to znaczy?" Zapytałam.

„Nie wiem i nie dowiemy się, ponieważ nie będę już do niego wysyłać e-maili”.

Bardzo długo nie mieliśmy żadnych wieści od Palmera. Może on też odkłada pewne rzeczy na później. W każdym razie było to dla George'a za długie. Zaledwie kilka dni później zadzwonił do mnie o szóstej rano, przerażony. „Nie mogę tego dłużej znosić. Ciśnienie jest za duże. Mam zamiar się poddać”.

Nie było mnie tam, żeby zobaczyć, jak George wystąpił. Według George'a wszedł do CIT, miło przywitał się z organizatorami TOC i z cierpliwością i dojrzałością wysłuchał, jak został brutalnie ukarany za wszystkie szkody, które wyrządziliśmy. Według administracji George był niegrzeczny i waleczny, a jego wystąpienie tylko pogorszyło stosunki. Wszystko to usłyszałem od naszego profesora, który zachęcił mnie, abym również wystąpił, ale może spróbował trochę mniej „bezczelnie”.

I tak, tym razem po zaledwie kilku dniach odkładania spraw, napisałem swój pierwszy list z przeprosinami, w którym się ujawniłem i wyraziłem ubolewanie z powodu wszelkich szkód, jakie moje działania wyrządziły administracji. Wysłałem go do mojego profesora, który przekazał go odpowiednim osobom. Miałem nadzieję, że zamknie to oczy tym ludziom, da im informacje potrzebne do zrozumienia naszych działań i motywacji oraz uświadomienia sobie, że w żaden sposób nie stanowimy zagrożenia dla uczniów ani dla TOC. Byłem szczery, kiedy powiedziałem, że jest mi źle z powodu reakcji, które wywołaliśmy, i teraz chciałem dobrowolnie przekazać tę informację w nadziei, że dzięki temu wszyscy wreszcie będą mogli spać spokojnie.

Oczywiście, jak George i ja jeszcze nie zrozumieliśmy, potrzeba będzie od nas znacznie więcej pokuty, zanim organizatorzy TOC będą mogli ponownie poczuć się bezpiecznie.

Kilka dni później otrzymałem e-mail o tytule: „Wywiad”. Nic niezwykłego dla studentów CS w semestrze jesiennym, chociaż nie mogłem zrozumieć, z kim był ten wywiad. Wreszcie, kiedy w ostatnich linijkach podano lokalizację naszego przesłuchania – Craig St, pomiędzy Quiznos i Razzy Fresh – kliknęło: tam jest komisariat policji – to miała być „przesłuchanie” z policją!

Jak można się domyślić, George'owi nic takiego nie przeszkadzało. „Nie ma mowy, żebym rozmawiał z policjantem! Ich celem jest powieszenie cię na podstawie twojego własnego zeznania! Do cholery, naprawdę nie chciałem zatrudniać do tego prawników!” Zgodził się z tym nasz profesor, który sam ma doświadczenie prawnicze. Policja to zła wiadomość, a każda interakcja z gliniarzami oznaczała konieczność posiadania drogich prawników. Odpowiedziałem więc policji, że nie chcemy rozmawiać z żadnym policjantem i w ten sposób skierowano nas do biura Życia Studenckiego na przesłuchanie dyscyplinarne.

W tym momencie George naprawdę zaczynał tracić panowanie nad sobą. Przestał uczęszczać na zajęcia 6 tygodni temu i planował porzucić je ponownie. „Jeździłem na wycieczki do Ohio i słuchałem podcastów „Hardcore History”” – powiedział mi. „To właśnie sprawia, że ​​życie ma sens.” Powiedział, że choć motywacją jego planów rezygnacji było śledztwo, nie powinienem postrzegać tego jako swojej winy. „Gdybym z daleka widział, jak przytrafia się to komuś innemu, założę się, że byłbym jak najdalej od tego koszmarnego uniwersytetu”.

Etapy dochodzenia dyscyplinarnego Student Life będą następujące:

Krok 1: zbierali zeznania ode mnie, George'a i wszystkich uczniów, którzy chcieli się zgłosić i opisać swoje doświadczenia z nami.

Krok 2: zabiorą mnie i George'a na spotkanie, podczas którego przedstawią wnioski z dochodzenia i jakie zasady zawarte w Podręczniku postępowania dla studentów CMU uznano za naruszone.

Krok 3: kiedy już wszyscy zgodzimy się co do rodzaju naruszeń, zostanie wymierzona kara.

W miarę postępu dochodzenia George i ja przeglądaliśmy Podręcznik postępowania studentów CMU, próbując dowiedzieć się, jakie byłyby nasze naruszenia. Jest kilka naprawdę interesujących, jak wyłączenie lub modyfikacja urządzenia podtrzymującego życie kolegi z klasy lub naruszenie polegające na inżynierii wstecznej i wykorzystywaniu oprogramowania stron trzecich. Ostatecznie jednak nie udało nam się ustalić przestępstwa, które popełniliśmy podczas tego zdarzenia. Jasne, ktoś, kto nie przeprowadził dochodzenia, mógłby powiedzieć „podszywanie się pod inną osobę”, ale wydawało się to słabe, biorąc pod uwagę, że każdemu, kogo spotkaliśmy, wyjaśniliśmy, kim jesteśmy, a nawet jeśli tego nie zrobiliśmy, byliśmy Nie próbuję „podszywać się” pod kogokolwiek konkretnego.

W końcu dotarliśmy do ostatniego naruszenia: „Zachowanie niestosowne studenta Carnegie Mellon”. "Co to w ogóle znaczy?" Zapytałem George'a.

„To jak chwyt uniwersalny, na wypadek, gdyby chcieli coś dorzucić. Nie sądzę, że mogą właśnie uderz nas tym. To wydaje się zbyt niejasne. To znaczy, żeby coś naruszyć, trzeba coś faktycznie naruszyć, prawda?”

Oczywiście teraz rozumiemy, jak bardzo byliśmy wprowadzeni w błąd w tamtym momencie. Na pytanie, dlaczego nic, o co nas oskarżano, w rzeczywistości nie jest zgodne z rzeczywistą zasadą, powiedziano nam, że „My [CMU] nie sądziliśmy, że jest nam to potrzebne, ponieważ nie sądziliśmy, że ktokolwiek kiedykolwiek zrobiłby coś takiego”, a perspektywa, która współgrała z doświadczeniem George'a i moim w zakresie bezpieczeństwa komputerowego i oprogramowania systemowego.

Życie studenckie zgodziło się, że choć na pierwszy rzut oka incydent wyglądał na podszywanie się, nie spełniał kryteriów „podszywania się pod inną osobę”, ponieważ żaden ze studentów, z którymi rozmawiali, tak naprawdę nie przyznał, że poczuł się wprowadzony w błąd. Tak naprawdę doszliśmy do wniosku, że Student Life i ja zgodziliśmy się w wielu kwestiach: w większości studenci nie poczuli się zranieni, podobnie jak Oculus VR, który od tego czasu skontaktował się z uniwersytetem i złożył oświadczenie.

Jednakże Życie Studenckie uważało również, że nadal powinniśmy być karani za „niestosowne zachowanie studenta Carnegie Mellon” z następujących powodów:

1. Marnowanie czasu ucznia

2. Zwrócenie CV i naprawienie sytuacji zajmuje zdecydowanie zbyt dużo czasu

3. Wywoływanie reakcji TOC, która ostatecznie ich zawstydziła, ujawnienie, jak łatwo może dojść do podszywania się i stworzenie „plagi” na ich imieniu.

Wyjaśniłem, że jestem zdezorientowany, jak możemy być winni stania przed stoiskiem i zbierania CV, które przesłali nam studenci, zawierających pełne informacje, zwłaszcza że fakt, że jest to nie było którym zapobiegała polityka, był przede wszystkim powodem, dla którego TOC poczuł się „zdegradowany”. George, który niedawno słuchał podcastu „Hardcore History” na temat I wojny światowej, porównał tę sytuację do zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda i upierał się, że nie będzie usatysfakcjonowany, dopóki nie zrozumie, „komu płacimy odszkodowania”. Rozumiem, że zaskoczyło to naszych rozmówców i, ich zdaniem, „zapadło w pamięć”. Nie mam zamiaru za to przepraszać.

W końcu, po znacznie dłuższym procesie, osiągnęliśmy porozumienie: 20 godzin prac społecznych w związku z postępowaniem niestosownym, refleksyjny esej i być może przeprosiny. To było oczywiście skierowane wyłącznie do mnie, ponieważ George rzucił już szkołę i przeprowadził się do Kalifornii, aby zajmować się większymi, dziwniejszymi rzeczami.

A przynajmniej tak myślałem.

Trzy tygodnie po wydaniu wyroku wrócił z umową na kolejne spotkanie z Życiem Studenckim. „Nigdy więcej I wojny światowej, prawda?” błagałam.

– Nie ma mowy – powiedział z niepokojącym uśmiechem. „Tym razem czytałem o Czyngis-chanie”.

Byłem pewien, że to spotkanie będzie dla mnie oznaczać śmierć, a mimo to kilka dni później dostałem kolejnego maila od Studenckiego Życia. Wszystkie zarzuty przeciwko mnie zostały wycofane. Do dziś nie mam pojęcia, co zrobił.

Teraz pozostało mi tylko wysłać im przeprosiny. W e-mailu napisano, że nie byłby to wymóg, ale skoro twierdziliśmy, że wyrażamy prawdziwy żal, sprawiedliwe wydawało się sformułowanie prawdziwych przeprosin dla zainteresowanych stron.

Ponownie, nie powiedziano mi, kim są te zainteresowane strony, ale w procesie eliminacji, jak sądzę, będą to organizatorzy spisu treści, czyli ci, którzy zostali „zrujnowani” naszymi działaniami. Rozumiem ich punkt widzenia: być może moje działania i wynikające z nich reakcje na zawsze zepsuły relacje z Oculusem, ponieważ ujawniliśmy „słabe punkty”, które wzbudziłyby brak zaufania w ich przypadku. Byłoby oczywiście logiczne, że w przypadku braku przeprosin takie osoby czułyby się zagrożone i niepewne.

Pozwól mi uspokoić te umysły. Na początku tego miesiąca udało mi się – w końcu udało mi się postawić na swoim dzięki Oculus VR! Spotkałem na imprezie inżyniera Roba, okazało się, że tam pracuje i nawiązaliśmy rozmowę. Udało mi się przekazać mu swoje CV i, na szczęście, już następnego dnia robili recenzję nowego pracownika! Trafiłem na tę listę, przejrzeli moje CV i tak jak to sobie wyobrażałem, oni też uznali, że będę pasować. Niecały tydzień po złożeniu wniosku miałem już w ręku ofertę.

Kilka dni później zwrócił się do mnie prawdziwy rekruter Oculus. Słyszeli o mojej nowej ofercie i oczywiście wiedzieli wszystko o interesach podczas TOC zeszłej jesieni. Szczęśliwie, dwa tygodnie później mieli pojawić się na EOC. Chcieli wiedzieć, czy ja, obecnie oficjalny pracownik Oculusa, byłbym zainteresowany pracą na wydarzeniu jako oficjalny rekruter. Szczerze mówiąc, byłem podekscytowany. Wspaniale było zostać tak szybko powitanym członkiem firmy i móc świadczyć usługi studentom, którzy byli bardzo rozczarowani w poprzednim semestrze. Żartowaliśmy, że jako starszy rekruter Oculusa będę musiał im pokazać, co mają robić – „pomóż nam ustalić, który z tych uczniów jest legalny”.

Po miesiącach rozważania bezrobocia i konieczności wyjaśniania się dziesiątkom oskarżycielskich twarzy, w końcu znalazłem się po drugiej stronie. Patrzyłem, jak neurotycy, tacy jak ja i George, ustawiają się w kolejce przed moim stoiskiem, wręczają mi swoje CV i wygłaszają nerwową gadkę na temat tego, dlaczego ja, Oculus VR, powinienem ich zatrudnić. Niektórzy byli na tyle dobrzy, że jedyne, co musieli mi dać, to CV. Zwykle ci, którzy wygłaszali wielkie, fantazyjne monologi, starali się za bardzo i wystarczyło mi rzut oka na ich doświadczenia zawodowe i kilka krótkich pytań, aby zrozumieć dlaczego. Jeśli mogę czegoś się nauczyć z tego całego doświadczenia, to tego, żeby nie starać się tak cholernie mocno, żeby dostać to, czego chcesz. Jeśli jesteś bystry, autentyczny i na to zasługujesz, świat w końcu obróci się tak, jak powinien, aby wszystko dobrze się ułożyło.

Tak więc, na koniec, przedstawiciele TOC, mam nadzieję, że nie oceniacie mnie ani mojej nowej firmy zbyt surowo. Zeszłej jesieni żadne z nas tak naprawdę nie wiedziało, co robi. Byliśmy młodzi, zdenerwowani i desperacko chcieliśmy zrobić dobre wrażenie. W jakiś sposób oboje zostaliśmy źle zrozumiani. Uważamy jednak, że do wiosny mamy już to rozpracowane i nie możemy się doczekać współpracy z wami przy tworzeniu TOC i EOC. Przynajmniej ja z pewnością tak.

Oczywiście, jeśli chcesz, żeby to wyszło z pyska konia, zachęcam Cię do bezpośredniego przesyłania swoich obaw, a ja na pewno przekażę je mojemu Palmerowi jak najszybciej. Słyszałem, że wkrótce wszyscy spotkamy się na drinku.

Amanda Watson wraca do EOC na Uniwersytecie Carnegie Mellon po „incydencie” jako oficjalna przedstawicielka Oculusa.
spot_img

Najnowsza inteligencja

spot_img

Czat z nami

Cześć! Jak mogę ci pomóc?